Dom w transformacji

DOM POLSKI W TRANSFORMACJI.

O projekcie

Dom polski w okresie transformacji ustrojowej jest kluczem do zagadnień takiej wagi jak konstrukcja nowej tożsamości Polaków. Jest lustrem w którym odbija się czas szybkich zmian społecznych, kryzys mieszkaniowy blokowisk oraz zarysowywanie się nowych procesów miejskich, takich jak rozlewanie się przedmieść i gentryfikacja. Głównym celem projektu jest zbadanie przemian domu i środowiska mieszkalnego w Polsce w okresie przejścia od państwa socjalistycznego do kraju o gospodarce rynkowej i stworzenie na ten temat wielowątkowej ekspozycji. Projekt ten znajdzie realizację w postaci książki i wystawy w 2016 roku.

Wystawa opierać się będzie na materiale pozyskanym ze źródeł podstawowych (czasopism, publikacji książkowych, seriali, filmów, katalogów domów typowych), wywiadach z architektami i mieszkańcami różnych typów domów i mieszkań oraz badań socjologicznych.

Szczególny nacisk zostanie położony na studia nad polską tożsamością wyrażaną przez sposób zamieszkiwania, rolą mediów w kreacji nowej „dużej stabilizacji”, polegającej na posiadaniu domu z ogrodem za miastem lub na przedmieściu jako wyznaczniku sukcesu. Studia będą poparte analizą polityczno-ekonomicznych czynników promujących indywidualny model zamieszkiwania. Ważnym elementem będzie również ujęcie wystawie tematu kryzysu więzi społecznych i powstawania nowych form statusowej reprezentacji. Nie bez znaczenia będzie również analiza formalna promowanych i wybieranych wzorców wnętrz – głównie wśród przedstawicieli hegemonicznej klasy średniej. W tym kontekście pojawi się studium rodzimej absorpcji postmodernizmu i siły oddziaływania toposu dworu. Projekt ma również cel krytyczny – poprzez analizę okresu transformacji- ma zamiar wskazać przyczyny kryzysu i postawić pytanie o autentyczność sposobów zamieszkiwania Polaków.

Książka przygotowywana przez Dorotę Leśniak-Rychlak zmierzy się definiowaniej pola problemu. Poniżej publikujemy fragmenty z poszczególnych rozdziałów: Transformacja, Klasa średnia, Dwór, Osiedle grodzone i Przedmieście.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury


Prezentujemy fragmenty przygotowywanej przez Instytut Architektury książki Doroty Leśniak-Rychlak „Dom polski w transformacji”.


Wstęp

Żyjemy w krajobrazie, który został stworzony przez transformację. To może nawet za mało powiedziane – krajobraz ten jest zastygłą figurą (choć nadal podlegającą przeobrażeniom) transformacji – w najprostszej formie możemy jej doświadczyć wyjeżdżając z miasta. Jakiegoś, bliżej nieokreślonego polskiego miasta średniej wielkości. Najbardziej czytelny obraz zmian ustrojowych daje porównanie osiedla z wielkiej płyty (czasem jeszcze nie poddanego termomodernizacji), szarego jedenastopiętrowego bloku z szeregiem pseudodworków ustawionych w szczerym polu kawałek dalej od centrum. Kolektywna komunistyczna utopia zderza się w naszej głowie z American dream – indywidualnym marzeniem o jednostkowym szczęściu. Wyniesionym zapewne z amerykańskich przedmieść (seriale Alf, Miodowe Lata i filmy mogą dać tu pewnie jakąś genealogię). Jedna i druga obietnica szczęścia jest uzasadniana politycznie i ekonomicznie, jedna i druga dokonuje operacji na żywych ludziach, przekształca ich życie w określonych ramach. Łatwo podjąć krytykę – za pomocą jednego modelu dawać po głowie drugiemu – właściwie dzieje się to ciągle … To bardzo mocno utrwalone już stereotypy: szarego odhumanizowanego bloku, który w naturalny sposób należało opuścić, przeciwstawiony opresyjnej monofukcjonalności i opresji przedmieść. Przeciwstawienie jest łatwe i po obu stronach znajdziemy wielu zagorzałych zwolenników jednej lub drugiej narracji… Jedno wszak różni pozycje krytyków – fakt, że ten proces przejścia ma jakiś wektor. Definiowany jest kierunek, w którym zmierzamy. Wiemy, lub możemy próbować się dowiedzieć, co było i dlaczego nie działało, lub działało wadliwie – gorzej już z narzędziami analitycznymi procesów, którym podlegamy od 1989 roku – a które implikują, że wiedzą dokąd zmierzają. Jaki pisze Magdalena Szcześniak: „Transformacja rozumiana jest nie jako neutralny termin służący nazwaniu okresu historycznego, lecz jako zespół przekonań, praktyk i dyskursów, opartych na wierze w nieunikniony charakter przekształcania postsocjalistycznej rzeczywistości na podobieństwo zachodniej”[1]. Jednym z elementów definiujących system neoliberalny, w który zostaliśmy włączeni, jest kwestia własności.

fot. Agata Wiśniewska / Instytut Architektury

fot. Agata Wiśniewska (Instytut Architektury)

Urbanistka Magdalena Jaśkiewicz w wywiadzie określiła to tak: „Myślę, że podstawową rzeczą była zmiana ustrojowa w 1989 roku, to jest graniczna data, od które możemy liczyć zmianę w sposobie myślenie, zmianę mentalności, zmiana filozofii, która dokonała się w sposób mniej lub bardziej planowy jako efekt pewnego odreagowania się. Z punktu widzenia urbanisty myślę, że myśmy odreagowywali mi gospodarka wiadomo centralna, według z góry ustalonych reguł, państwowy prymat w planowaniu przestrzennym – realizowanym czy nie, ale wiadomo państwowy prymat. I cały ten okres… Po 89 roku całkowita zmiana i jak dla mnie trochę wychylenie języczka uwagi maksymalnie w drugą stronę, na maksa. Nagle ochrona własności prywatnej, która była naturalną konsekwencją zmiany ustrojowej”.[2]

To dość powszechna narracja o potrzebie odreagowania, o odchyleniu wahadła w drugą stronę – również ten obraz zakłada, że jest jakaś równowaga, którą można osiągnąć (wahadło pośrodku), która jest dostępna „normalnym” zachodnim krajom. Takie widzenie transformacji zakłada zgodę na istnienie tego idealnego modelu, w którego kierunku zdążamy. Poprzez analizę przemian transformacyjnych dokonanych w zakresie mieszkalnictwa chcemy zakwestionować tę logikę.

Widzimy ciągi zabudowy mieszkaniowej i domów, o bardzo różnych wzorach stylowych, które jednak nie tworzą zorganizowanych suburbiów, ale raczej dają obraz bezładnie odrolnianych działek i interpretacji różnego rodzaju snów o statusie. Jednocześnie jednak wszystkie przestrzenie związane z budownictwem mieszkaniowym – i tu pojawiają się typologie – domy, szeregówki, osiedla grodzone i składy budowlane, blokowiska i gentryfikowane śródmieścia służą – oprócz kreacji zewnętrznego prestiżu – tworzeniu środowiska, w których toczą życie Polacy. Powstają tym samy ramy dla życia, ale następuje również, przetwarzanie tegoż życia – design nie zatrzymał się na progu, żeby stać się sceną – wzory te przetwarzają relacje ludzkie, modyfikują zachowania i interakcje.

Andrzej Leder mówi w wywiadzie dla „Autoportretu” o tym, że polska przestrzeń w tej formie, jaka istnieje współcześnie jest przestrzenią postraumatyczną – zdominowaną przez chaos, pokazującą wielką dynamikę, ale pozbawioną formy, jakiegoś organizującego symbolicznego porządku.[3] Ten chaos, który nas otacza, a który uderza najmocniej na przedmieściach – boli, pobudza do mniej lub bardziej pogłębionych refleksji, wpędza w poczucie niższości (wobec bardziej zaawansowanych cywilizacyjnie krajów) lub wyższości (z powodu nieskrępowania i dynamiki, bądź też osłupienia graniczącego czasami z ekstazą). Boli i dotyczy.

Nakładamy nań różne strategie, jedną z nich obrazowo opisał Filip Spinger we wstępie do Wanny z kolumnadą: „ Ból oczu zaczyna się za niewidzialną dziś granicą. Nie pojawia się nagle, przychodzi powoli, narasta stopniowo. Na początku nie trzeba się go bać. W pewnym momencie staje się nie do zniesienia. Budzi irytację, złość. Żeby się z nim uporać, można zamknąć oczy i przypomnieć sobie, że już za chwilę zniknie zupełnie. Gdy pojawi się obojętność na to, co dookoła, będziemy wiedzieli, że jesteśmy już u siebie. Że jesteśmy w domu”.[4]

fot. Agata Wiśniewska / Instytut Architektury

fot. Agata Wiśniewska (Instytut Architektury)

Książka Springera w znacznej swojej części nie jest wcale o tym, że w Polsce jest brzydko (pomimo deklaracji autora we wstępie) jest raczej o tym, jak złym miejscem do życia, mieszkania jest tzw. nasz kraj. Temat przedmieść zaprowadził zresztą autora dużo dalej w kolejnej publikacji – 13 piętro traktuje już właśnie o własności, o zaniechaniach państwa w polityce mieszkaniowej i o dramacie ludzi podłączających się pod globalny system gospodarczy poprzez wzięcie kredytu. Stawia on pytania absolutnie podstawowe – parafrazując powyższy cytat – czy bycie w domu oznacza bycie u siebie. I kim jestem ja, który w nim mieszkam.

To pytanie o bohatera naszej książki – mieszkańca i twórcę domu w transformacji. Jest nim klasa średnia, która powstała dzięki i na skutek zmiany ustroju i jest hegemonem przemian zachodzących w Polsce. Jednocześnie jest to klasa, która powstała w wyniku prześnionych rewolucji i nie może odnaleźć legitymizacji. Stąd tak duże zaangażowanie w kreację wizerunku, niepewność i działania na rzecz wyrażenia swego statusu. Samo istnienie aspiracji wśród klasy średniej jest całkowicie naturalne i przebadane, ale masowość tego procesu powoduje przekonanie, że mamy do czynienia ze zjawiskiem niespotykanym w skali kraju.

Ważnym impulsem dla przyglądnięcia się tematowi domu poprzez pryzmat klasy średniej, dała książka Andrzeja Ledera – Prześniona rewolucja opisująca przemiany, które nastąpiły w Polsce w latach 1939-1956 i stworzyły warunki do powstania dzisiejszej klasy średniej, zmiany mentalności z wiejskiej na miejską i związany z miastem styl życia. Leder twierdzi, że jednak tak znaczący fakt nie przebił się do świadomości społecznej: „Zapoznanie tego wydarzenia, tego przełomu w polskiej historii – zapoznanie mające swoje istotne i zrozumiałe przyczyny – uniemożliwia uzyskanie samoświadomości przez klasę średnią, najsilniejszą teraz klasę społeczeństwa. Nie wiedząc, skąd się wzięła, więcej, mając nieczyste sumienie w związku z zatartym wspomnieniem przemocy, której zawdzięcza swoją genezę – ta nowa, potężna siła unika jasnego określania swojej tożsamości. Pławi się w nostalgicznych rojeniach na temat swojej pseudoszlacheckiej przeszłości, na temat dworków i hektarów, powstań i cmentarzy, albo odlatuje ku hiperglobalnym wzorcom, czego znakomitym przykładem jest zawrotna kariera, jaką w warstwie mieszczańskiej zrobiło spożywanie sushi. Unikając jednak wzięcia kulturowej oraz ideowej odpowiedzialności za siebie i innych, adekwatnie do społecznej roli, którą odgrywa, i politycznej siły, jaką reprezentuje, nowe mieszczaństwo unika wejścia w życie publiczne jako świadomy siebie podmiot polityczny.”[5]

fot. Agata Wiśniewska / Instytut Architektury

fot. Agata Wiśniewska (Instytut Architektury)

Wskazując na prześnienie tego faktu, Leder pokazuje dwa wzory estetyczno-tożsamościowe, które są dowodem na brak podmiotowości przedstawicieli klasy średniej. Oba z nich znajdują swoją najmocniejszą artykulację we własnych domach i mieszkaniach przedstawicieli klasy średniej. Nazwane tutaj i naszkicowane grubą kreską typy chcemy poddać bliższej analizie jeżeli chodzi o ich genealogie i przestrzenną manifestację. Jeśli klasa średnia nie bierze odpowiedzialności za prześnione rewolucje, to w sferze mieszkań skutkuje to kreacją domów, osiedli mieszkań i wnętrz naszprycowanych aspiracją i kreacją statusu. Być może zgoda na siebie i własną tożsamość oraz nie zawsze chlubną historię na początek w domu, mogłaby dopomóc w przekłuciu balonu i upodmiotowieniu tej tak ważnej hegemonicznej grupy.


Rozdział 1

Transformacja

Okres transformacji ma przełomowe znaczenie dla kształtowania się współczesnej Polski, a spory o jej głównych aktorów rozgrzewają do czerwoności obie strony politycznej barykady. Ujmując rzecz w sposób uproszczony: Okrągły Stół jest przez przedstawicieli obozu narodowo-konserwatywnego uważany za zdradę, zmowę z komunistami, którym elity Solidarności zapewniły w III RP bezkarność i wolność gospodarczą. Druga strona – nazwijmy ją liberalno-nowoczesną widzi w Okrągłym Stole symbol przejścia ze zniewolenia w wolność, moment fundacyjny dla kapitalizmu w Polsce. Obie te optyki mają swoje mocne uzasadnienia, ważnych eksponentów i media, które gromadzą argumenty na rzecz jednego czy drugiego poglądu. Zasadniczo można stwierdzić, że wśród zwolenników pierwszej tezy dominować będą osoby skrzywdzone przez zmianę, wyrzucone na margines i szukające uzasadnienia dla własnej porażki w tzw. nowej rzeczywistości. Po drugiej stronie sporu znajdą się ci, których wyniosła fala nowego ustroju, osadzili się wygodnie w ustroju wolnorynkowym i korzystają z jego udogodnień, karmiąc się opowieścią o indywidualnej zaradności, której swój sukces zawdzięczają.

Obie te narracje są z gruntu ideologiczne i w zasadzie są deklaracjami wiary lub niewiary w wolny rynek. Nie są one tutaj jednak przedmiotem badań, czy dociekań, prawdopodobnie jednak mają znaczenie w obrębie wyborów mieszkań, czy domów, a także ich estetycznego kształtu. W tym rozdziale chcielibyśmy przyjrzeć się innemu aspektowi transformacji, który pozwala wyjść poza narrację sukcesu i zdrady narodowej, a mianowicie popatrzeć na przekształcenia w Polsce z perspektywy Europy Środkowo-Wschodniej i logiki globalnego kapitalizmu, w który na początku lat 90. zostaliśmy ochotniczo włączeni.

fot. Agata Wiśniewska / Instytut Architektury

fot. Agata Wiśniewska (Instytut Architektury)

Przypomnijmy koncepcję systemu świata Frederica Jamesona, żeby pokazać system powiązań globalnych – miast światów z centrami globalnej finansjery, zderzony z kolonizowanymi i wyzyskiwanymi peryferiami. Polska ze swoim półperyferyjnym położeniem wpisywała się w ten model wraz z całym regionem. Co więcej, kapitalizm w wydaniu amerykańskim i zachodnim posiadał już przetestowane praktycznie i opracowane teoretycznie modele dojścia do systemu idealnego – połączenia wolnego rynku i demokracji liberalnej. Przemysław Sadura pisze „Transition studies od początku były czymś więcej niż tylko narzędziem naukowego opisu procesów zmiany ustroju. Szybko stały się […] wcieleniem politycznego rozumu, przyznającego sobie przywilej odkrywania i kodyfikowania uniwersalnych praw demokratyzacji, i stylem myślenie, który określił program transformacji. Strukturalne podobieństwo teorii naukowej i praktyki politycznej jest tu nieprzypadkowe. Aktywna rola przypisywana elitom i reaktywność przypisywana społeczeństwu będące elementami teoretycznego korpusu studiów nad procesami demokratyzacji, stały się samospełniającym proroctwem”[1]. I dalej dodaje: „Tranzytologia od samego początku wiedziała, jaki jest punkt dojścia: zachodnia liberalna demokracja i północnoatlantycki kapitalizm. Jednak nie koniecznie w tej kolejności. […] Modele przemian struktury klasowej społeczeństw w Europie Środkowo-Wschodniej wzorowano na procesach zaobserwowanych w postkolonialnej Afryce, gdzie biurokracja wykorzystywała swoją polityczną pozycję do kumulowania bogactwa”[2].

Andrzej Leder odwołuje się do rewolucji, która wydarzyła się w latach 1939-56 – czyli pozbycie się rękami Niemców, ale przy współudziale Polaków – Żydów, oraz eliminacja ziemiaństwa dzięki sowietom i polskim komunistom. Wydaje się, że przełom 1989 roku to kolejna rewolucja – jeżeli ją definiować jako przebudowę porządku własności, a taka właśnie dokonała się w latach 90. I jest to kolejna rewolucja (bądź domknięcie procesów zainicjowanych przez poprzednie w sensie wytworzenia klasy średniej) i również rewolucja prześniona. Ona także nie dokonuje się rękami przedstawicieli tej klasy – która raczej zostaje postawiona przed faktem przemian przez klasę wyższą reprezentowaną przez dwie grupy: inteligencję o KOR-owskim rodowodzie oraz nomenklaturę partyjną, a z drugiej związek zawodowy robotników Solidarność. To ostatnie przysparza być może jeszcze więcej problemów – to wstydliwy fakt, że wolność – ideowe sedno klasy średniej i liberalizmu zawdzięcza ona klasie robotniczej, która zresztą bardzo szybko padła ofiarą reform transformacyjnych. Oczywiście to tylko część przyczyn zmian ustrojowych w Polsce w 1989 roku, czynniki zewnętrzne odegrały również kluczową rolę w przemianach, a proponowane wzorce zostały w czystej postaci zaaplikowane przez przedstawicieli szkoły chicagowskiej z Jeffreyem Sachsem na czele. […]

Rozdział 2

Klasa średnia

Jak pokazują studia badaczy klasa średnia w Polsce to nie w większości przedsiębiorcy, czy pracownicy wielkich korporacji, ale przede wszystkim urzędnicy państwowi pracujący w usługach publicznych i administracji, a ta sytuacja ma również swoje zakorzenienie w PRL za czasów Edwarda Gierka. Dane te są również potwierdzane współcześnie przez informacje o udzielanych kredytach., Dla banków pracownik budżetówki jest wymarzonym adresatem kredytu hipotecznego o niewielkich, lecz stałych dochodach i stabilnej sytuacji na rynku pracy. Trzeba też zaznaczyć, że przy całym swoim zróżnicowaniu, to klasa średnia jest grupą o przeważającej sile społecznej, owym nieupodmiotowionym hegemonem, który powstał dzięki „prześnionym rewolucjom”. I to ona właśnie w świetle teorii Bourdieu aspiruje – kumuluje dobra, przygotowuje plany rozwojowe, wspina się po szczeblach społecznej drabiny. W pewien sposób zamieszkuje jakiś rodzaj idealnej przyszłości, pracowicie skomponowanej w oparciu o zestaw instrumentów, z których najważniejszy jest dom lub mieszkanie. Równocześnie aspiracji tej towarzyszy opowieść o indywidualnym sukcesie, osiągniętym własną pracą, statusie ułożonym pieczołowicie z poszczególnych klocków, za własne „uczciwie zarobione pieniądze”. Zespół Przemysława Sadury i Macieja Gduli przeprowadził badania zróżnicowanych zachowań klasowych wobec rowerów i zwierząt. Wydaje się, że własne domy i mieszkania mogą nam jeszcze więcej powiedzieć, o tym co klasie średniej w duszy gra.

I tutaj zasadniczo pojawiają się dwa wzorce estetyczno-ideologiczne – owo mityczne sushi jako symbol międzynarodowego zorientowania klasy średniej wielkich miast (styl architektoniczny Roberta Koniecznego/fotele Le Corbusiera), i turbo dworek, postawiony na podmiejskiej ciasnej działce. Jednym z najbardziej masowych ruchów w konsekwencji zmiany systemu to ten przenoszący grupy bardziej przedsiębiorcze czy lepiej sytuowane społecznie w nowe przestrzenie zamieszkania… W tym sposobie realizuje się zarówno przekonanie o dojściu do sukcesu i majątku własnymi zdolnościami i pracą, indywidualistyczna utopia domku w zieleni na suburbiach, ale też potrzeba identyfikacji z grupą o podobnym statusie w obrębie chociażby grodzonego osiedla.

fot. Agata Wiśniewska / Instytut Architektury

fot. Agata Wiśniewska (Instytut Architektury)

Jeśli przyglądniemy się kształtowaniu się klas społecznych na Zachodzie i jego opisowi zaproponowanemu przez Pierre’a Bourdieu, to zauważymy jak bardzo charakter tych opisów odpowiada wielu procesom zachodzącym Polsce w skomasowany czasowo sposób w okresie ostatniego ćwierćwiecza. Obok faktycznego powstawania klasy średniej o równych podstawach, tworzy się dyskurs z nią związany. Grupy dysponujące kapitałem kulturowym i symbolicznym posiadają lub starają się wejść w posiadanie społecznego autorytetu, który wykorzystują dla narzucania korzystnego dla siebie habitusu (narracja indywidualnego sukcesu, złego zabierającego pieniądze państwa, roszczeniowych biedaków). Zjawisko to służy podtrzymaniu dominacji społecznej nad pozostałymi grupami, które nie mają takim kompetencji (to zjawisko określa Bourdieu jako przemoc symboliczną). Jednocześnie dostrzec można, jak robi to Jacek Gądecki w odniesieniu do dyskursu na temat osiedli zamkniętych, że indywidualistyczny model i fetysz w postaci faktycznego lub deklaratywnego bezpieczeństwa staje się strategią marketingową. Czyli, jak również pisał Maciej Gdula – wartości ważne dla klasy średniej są włączane w tworzenie wzorów konsumpcyjnych, mających na celu podnoszenie zysków kapitałowi. […]

Rozdział 3

Dwór

Andrzej Wajda powiedział w jednym z wywiadów, że wyreżyserował Pana Tadeusza po to, by dać genealogię klasie średniej. Obraz modrzewiowego dworu białymi ścianami odcinającymi się od ciemnych drzew i kolumnowym portykiem wejścia zagnieździł się w mocno przetransponowanej formie w naszej przestrzeni po 1989 roku jako turbodworek przedstawicieli klasy średniej. W innej rozmowie z kolei reżyser dodał : „Rzadko pamiętamy o tym, że Pan Tadeusz zawiera nie tylko ironiczny, ale i bardzo złośliwy obraz naszej narodowej natury. Obraz Polaków, którzy najpierw coś robią, a dopiero potem myślą. Podobną sytuację obserwuję dziś. Czuję, że nadszedł moment, aby po prawie dziesięciu latach wolności odpowiedzieć sobie na pytania: skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy”[1].

fot. Agata Wiśniewska / Instytut Architektury

fot. Agata Wiśniewska (Instytut Architektury)

Paradoksalnie mnożące się w przestrzeni polskich przedmieść i wsi wariancje na temat dworu dają ważną odpowiedź na pytanie, kim jesteśmy. Nie wiem, czy takiego przestrzennego efektu chciał Andrzej Wajda. Wielu komentujących popularność modelu dworkowego mówi o jego pretensjonalności i braku autentyzmu, a jednocześnie dziwi się i negatywnie ocenia fakt, że pseudo i turbo dworki budują sobie ludzie, wywodzący się ze środowisk wiejskich, potomkowie chłopów w pierwszym lub drugimi pokoleniu. To zaskoczenie jest nieuzasadnione, dwór to wszak oczywisty wzorzec architektonicznego odniesienia i aspiracji – bliższy niż wszelka miejska tradycja willi czy kamienicy. Pozostałe dwie formy, które do transformacji dominowały w krajobrazie polskiej wsi to chałupa i polska kostka. Pierwsza jest symbolem zacofania i nośnikiem komunikatu o społecznej sytuacji, której wolą/imy zaprzeczyć (poza sytuacją, gdy kojarzy się z domowym jedzeniem), druga to monotonny wykwit PRL-owskiego indywidualizmu – rzecz trudno adaptowalna w inną formę, z pewnością element opresji i inkorporacja normatywu, bardziej niż model dla marzeń o awansie. A zatem dwór, który funkcjonuje jako symbol wyższegojuż w PRL, w III RP okazuje się najmocniejszym wizualnym punktem odniesienia – zarówno intelektualiści jak i celebryci urządzają swoje siedziby na wzór ziemiańskich rezydencji, z pasami słuckimi i portretami przodków z Desy, a każde czasopismo wnętrzarskie zamieszcza fotografie ziemiańskiej siedziby co najmniej w co drugim numerze wraz z opowieściami o sercu wkładanym w odnowienie rodzinnego gniazda (nawet jeśli zostało niedawno nabyte).

Dwór parterowy rozłożysty, położony na rozległej działce, z portykiem kolumnowym i obowiązkowym gazonem jest obrazem, który zasiedla imaginarium współczesnej klasy średniej. Dwór bywał opisywany jako świat. Z jego organizacją, stylem życia, relacją ze wsią i włościanami, swojską pańskością i sarmackimi, nieco egzotycznymi, pierwowzorami. Z jego obligacją wobec świata i klasy niższej. Po reformie rolnej rozparcelowany, często fizycznie zdegradowany, bądź całkowicie zrujnowany, czego ślady można odnaleźć w wierszu Czesława Miłosza „Dwór”:

 

Nie ma domu, jest park, choć stare drzewa wycięto
I gąszcz porasta ślady dawnych ścieżek.
Rozebrano świren, biały, zamczysty,
Ze sklepami czyli piwnicami, w których stały półki na jabłka zimowe.
Takie jak dawniej koleiny drogi w dół:
Pamiętam, gdzie skręcić, ale nie poznałem rzeki;[2]

 

Jak pisze Marta Leśniakowska uważany za „synonim tzw. „rodzimości” dwór jest jednym z podstawowych komponentów szlacheckiej z genezy kultury polskiej”, ale jednocześnie nadal, pomimo licznych wydań albumowych nie ma znaczących, opracowań badawczych i interpretacji[3]. Debata na temat genezy dworu toczyła się w XIX i XX wieku, a hipotezy historyków sztuki wywodziły jego formę z wiejskiej chałupy, wpisując go w nurt poszukiwania stylu narodowego. Wiele z nieuprawnionych twierdzeń na temat genealogii dworu zasiliło sferę mitów i nasączyło go często sprzecznymi treściami. Jednocześnie w romantyzmie dwór wpisał się popularny nurt architektury wernakularnej, odnoszący się teorii powstałych wokół Williama Morrisa i ruchu Arts & Crafts – dotyczyło to zarówno jego barokowej jak i klasycyzującej odmiany. Uprawomocnienia odmówił mu wprawdzie Witkiewicz, nobilitując góralską chałupę do wzoru ogólnonarodowego, na tym jednak dyskusja się nie zatrzymała. Zygmunt Gloger, który wiele lat opracowywał swoje nigdy nie wydane opus magnum z historii kultury Dwór polski pokazał zasadniczą morfologię budowli opartą o stopniowe narastanie struktur. Waldemar Łoziński określił zaś dwór jako architekturę będącą „szczerym wyrazem życia, potrzeby i obyczaju i smaku kilku pokoleń”[4].

Dwór przechodząc ewolucję od rezydencji paradnej otwartej do prywatnej, równocześnie stał się XIX wieku miejscem prywatnej ojczyzny, przeciwwagą dla publicznej przestrzeni polskich miast zagarniętych przez zaborców[5]. Przechowywano w nim narodowe i rodowe pamiątki, portrety przodków, dokumenty i broń. Siła formująca jego mitu, a także historyczne uwarunkowania nie wytworzyły w polskiej kulturze antytezy dla tego archetypu: miejskiego nowoczesnego mieszkania.

fot. Agata Wiśniewska / Instytut Architektury

fot. Agata Wiśniewska (Instytut Architektury)

W okresie międzywojennym jak pisze Leśniakowska „Zasadnicze pytanie: czym jest dwór w kulturze polskiej? mieściło się w modernistycznym nurcie intelektualnym w okresie szczytowego nasilenia konfrontacji dwóch wzorów kultury: po jednej stronie wzoru tradycyjnego, ziemiańsko-wiejskiego z toposem sarmacko-patriachalnym i romantycznym jeszcze kultem rodziny, po drugie – wzorzec kosmopolityczny, mieszczańsko-urbanistyczny, do którego dochodziły już niekiedy marksistowskie teorie o tzw. kulturze proletariackiej”[6]. Sformułowania Leśniakowskiej odnoszące się do międzywojnia wydają się zadziwiająco aktualne w odniesieniu do współczesnego pęknięcia, które socjolożka Magdalena Szcześniak określiła w wywiadzie dla „Krytyki Politycznej” jako przaśność Polsatu w zderzeniu z przezroczystym i międzynarodowym TVNem[7].

Sposób postrzegania formy dworu i jego genezy wpływał również na działalność projektową, która ukształtowała dwa zjawiska – międzywojenny styl dworkowy i nawiązujący do figury dworu socrealizm. Do połowy XX wieku wśród badaczy i luminarzy kultury dominowała jednak genetyczna teoria o pochodzeniu dworu z chałupy, co współgrało z koncepcją „ducha narodu”, a także z ahistorycznymi wątkami dziejów bajecznych – pogląd ten propagował do 1957 roku Władysław Tatarkiewicz. Styl dworkowy był również elementem propagandowego przekazu o decydującej roli ludu wiejskiego w strukturze nowoczesnego narodu, co można wiązać z agraryzmem II RP[8], a także lansowany był jako architektura miast-ogrodów, propagowanych przez Warszawskie Towarzystwo Higieniczne pod przewodnictwem Władysława Dobrzyńskiego. […]

Rozdział 4

Osiedle grodzone

Deweloperzy są jak siła natury, wszędzie na świecie i w każdej epoce deweloperzy byli tą częścią aktywną, w takiej czy innej formie, dla zarabiania pieniędzy i oni mają inny cel, oni nie martwią się o dobro publiczne, tylko się martwią o swój zysk. Po stronie publicznej jest ograniczanie tego i kształtowanie[9].

Józef Białasik

Żaden chyba z przestrzennych fenomenów nie jest tak blisko bycia utożsamianym zarówno z transformacją jak i klasą średnią co osiedle grodzone. Choć przedmiotem analiz naukowych zjawisko to stało się stosunkowo późno, szybko trafiło do dyskursu medialnego. Uderzyła nas perswazyjna reklama epatująca prestiżem i sygnalizująca bezpieczeństwo. W tle zaś czaił się lęk. Lęk tych, którym się lepiej powodzi, przed możliwością utraty materialnych dóbr, które udało im się w transformacyjnej mafijnej magmie zgromadzić. Wraz z postawieniem pierwszego dużego płotu wokół bloku, w którym deweloper sprzedawał apartamenty, społeczna segregacja w Polsce stała się faktem.

Fenomen wygradzania nowych osiedli mieszkaniowych pojawił się w Polsce równocześnie z procesem suburbanizacji, natomiast w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej jego pojawienie wiąże się z nową klasą średnią, która w przeciwieństwie do starej, preferuje miejski tryb życia w kontrolowanym i estetycznym miejskim centrum. Miasto współczesne jest głęboko zaangażowane w procesy związane z neoliberalną polityką ekonomiczną – promującą wszelkie formy własności, a także gwarantującą właścicielom nieruchomości powstanie bezpiecznego środowiska urbanistycznego. W ośrodkach miejskich w Europie ważna stała się strategia tworzenia marki poprzez rewitalizację terenów poprzemysłowych i inwestowanie w prestiżowe realizacje kulturalne projektowane przez stararchitektów. Wizerunek i prestiż to słowa kluczowe związane również z aspiracjami klasy średniej. Do nich nawiązuje również cała sfera reklamowo-marketingowa. W miastach powstają zarazem mechanizmy kreowania kapitału za pomocą własności, ale także sposobów zarządzania nim i kontroli. Jeśli proces ten był w zachodnich krajach rozciągnięty na pół wieku, w Polsce działał z prędkością turbokapitalizmu, który instalował się za pomocą wszelkich możliwych instrumentów i przy wsparciu elit rządzących. W ostatniej dekadzie dzięki środkom unijnym w wielu polskich miastach powstały prestiżowe budynki muzealne i filharmonie, a przyjrzenie się przemianom w zakresie budownictwa mieszkalnego i instrumentom finansowym, które im towarzyszyły przez pryzmat logiki neoliberalizmu odsłania kulisy powstania zarówno przedmieść, jak i osiedli grodzonych.

fot. Agata Wiśniewska / Instytut Architektury

fot. Agata Wiśniewska (Instytut Architektury)

Analiza Jacka Gądeckiego, socjologa, jedna z pierwszych prac w Polsce poświęcona tej tematyce, pokazuje szczegółowo, jakich metod perswazji używano w czasopismach dla kreowania rynku osiedli grodzonych: „Separacja stała się produktem – pozwala łączyć grupy nie tylko na podstawie ich dochodów, ale także na podstawie tożsamości społecznej i stylu życia z którym wiąże się zespół nawyków i orientacji, dzięki którym tworzy on pewną – ważną dla zachowania poczucia bezpieczeństwa ontologicznego – całość, w obrębie której różne opcje tworzą mniej lub bardziej uporządkowany wzór”[10]. W późnej lub płynnej nowoczesności zatem dom można potraktować jako wypadkową trzech czynników: potrzeby ontologicznego bezpieczeństwa oraz dwóch procesów rejonizacji: gentryfikacji i suburbanizacji.

„Hasło odnowy lokalnej gospodarki i miasta realizowano poprzez deregulację, prywatyzację i liberalizację. Ośrodki miejskie (dotyczy to także przedmieść) stały się laboratoriami instytucjonalnymi, w których realizowano neoliberalne eksperymenty: od marketingu miejsca poprzez tworzenie wolnych stref ekonomicznych, inkubatorów, partnerstw publiczno-prywatnych aż po wdrażanie nowych strategii kontroli społecznej i monitoringu. Zasadniczymi celami wszystkich działań były jednak zawsze wzrost ekonomiczny oraz rozwijanie i promocja praktyk konsumpcyjnych”[11].

Jakże znajomo brzmi ta triada: deregulacja, prywatyzacja i liberalizacja – to rodzaj paradygmatu, w którym rozwija się Polska od lat 90., jednocześnie przy zapoznaniu faktu, że ten rodzaj polityki wzmacnia tylko najsilniejszych i globalne korporacje – charakterystyczna jest w Polsce narracja, że kapitał i jego przedstawiciele są jak siły natury. Jest w tym sformułowaniu apel do państwa o stawianie tamy, ale jeśli państwo wyznaje te same wartości na swoich sztandarach, obywatele i mieszkańcy, których miejsca do życia są towarem i inwestycją, siłą rzeczy pozostają nisko w hierarchii realizowanych wartości.

Wprawdzie powszechność grodzenia na świecie jest faktem używanym często dla usankcjonowania osiedli grodzonych w Polsce, ale zawsze jednak należy przyglądnąć się skali. Można więc analizować te zespoły mieszkaniowe jako wynik globalizacji, jednak motywacje za ich tworzeniem i sposób powstawania są determinowane lokalnie. Przytoczmy zatem definicję osiedla grodzonego za Jackiem Gądeckim: są to osiedla otoczone murem lub płotem z ograniczonym dostępem publicznym, posiadające wewnętrzne regulacje prawne w formie umów wiążących mieszkańców, oraz (zazwyczaj) wspólne zarządzane[12]. […]

Rodział 5

Przedmieście

Przedmieścia powstały jako wynik niekontrolowanego rozrostu miast epoki przemysłowej oraz marzeń o życiu w erze przedindustrialnej w harmonii z naturą. Z opresji industrialnej dziewiętnastowiecznej metropolii wyrosła koncepcja miasta-ogrodu Ebenezera Howarda, która w strywializowanej wersji zrealizowała się w formie ogrodowych przedmieść: kolonii podobnych do siebie domków w stylu wernakularnym usytuowanych na obrzeżach miast. Na gruncie polskim, co znaczące, idea miasta ogrodu była kojarzona z budynkami w uznanym za narodowy, stylu dworkowym. Jej materialny wyraz pokazali artyści z Towarzystwa Polska Sztuka Stosowana na „Wystawie architektury i wnętrz w otoczeniu ogrodowem” w Krakowie w 1912 roku. Howard nie postulował jednak powstawania ogrodowych suburbiów, ale budowę nowych organizmów miejskich na surowym korzeniu, gdzie członkowie społeczności miasta byli akcjonariuszami spółki, która jednak z założenia nie miała przynosić zysku. Wizja idealnego miasta Howarda miała charakter – jak to określił Robert Fishman – prefiguracyjny. Model miasta nie był tylko biernym zapisem relacji stanowiących ład w obrębie idealnego społeczeństwa, ale także i przede wszystkim wzorem, który aktywnie „wymuszał” metamorfozę owych relacji, był ich prefiguracją[13]. Howard odrzucał działanie planistyczne poddane zasadom obowiązującej logiki – nie zgadzał się z opinią, że urbanista musi działać w zgodzie z systemem. Pomysły jego, podobnie jak propozycje Franka Lloyda Wrighta i Le Corbusiera, były social thought in three dimensions – trójwymiarową myślą społeczną[14]. Podobnie Magdalena Szcześniak pisze o zdolności obrazów kreowanych w mediach w okresie po transformacji, stwierdza że są one performatywne (a zatem kreują określone zachowania) – to również świadczy o tym, że w idealnym wizerunku kreowanym dla klasy średniej jest pewien element utopijny[15]. Być może tego właśnie dotyczyła intuicja Zygmunta Baumana, który komentując współczesny kryzys utopii z właściwą sobie przewrotnością napisał: „Otóż co się zmieniło w dziejach utopii i co (pomyłkowo) poczytywane jest za jej »kryzys«, to przesunięcie oczekiwań i ambicji na lepsze życie z siedziby społeczeństwa na miejsce przez nosiciela utopii wykrojone dla siebie (i być może dla swych bliskich) ze społeczeństwa, przywłaszczone, przez siebie zagospodarowane i przed kaprysami przekornego losu zabezpieczone. Nie o »doskonałym społeczeństwie« ten sen (mało kto zresztą w możliwość takiego społeczeństwa dziś wierzy, a już nikt prawie nie obiecuje, że da się do niego drogą przez Rozum torowaną dotrzeć), ale o własnej wygodnej, wolnej od kłopotów i pełnej przyjemnych doznań niszy. Utopia, jak tyle innych nieodłącznych aspektów ludzkiego życia, uległa p r y w a t y z a c j i…”[16].
Dziedzictwem Howarda i miejscem współczesnej utopii są przedmieścia – nie tylko jako monofunkcyjne osiedla domów z garażami w otoczeniu ogrodu, lecz jako miejsca kształtowania się nowych stosunków społecznych, powstające na gruncie polskim po okresie transformacji. Na proces konstrukcji prywatnej utopii przedmieść oraz następującej wraz z nią przestrzennej społecznej stratyfikacji nakłada się coraz mocniej doskwierający kryzys wspólnoty i pojmowania przestrzeni jako dobra wspólnego. Nasze utopijne przedmieścia to miejsca, w których lokujemy własne statusowe marzenia i kreacje ulepszonego (często dosłownie przez chirurgię estetyczną) ciała. Badaczka przedmieść Katarzyna Kajdanek zauważa jednak, że polskie przedmieścia nawet nie szczególnie sobie zadają trud, żeby się ukazywać jako utopie.

fot. Agata Wiśniewska / Instytut Architektury

fot. Agata Wiśniewska (Instytut Architektury)

Idea domu z ogrodem dla każdego jako prywatnej utopii nałożyła się na rozrost motoryzacji, który spowodował niekontrolowane rozprzestrzenianie się zabudowy podmiejskiej. Wnajwiększym stopniu zjawisko to dotknęło miasta amerykańskie (także w wyniku działania silnego lobby producentów samochodów), a w latach sześćdziesiątych metropolie w krajach zachodnich. Robert Fishman pisał o suburbiach jako konstrukcie burżuazyjnych utopii. W Polsce zasadniczy rozrost przedmieść nastąpił po 1989 roku. Magdalena Staniszkis zauważa: „Miasto rozlało się poza nawias murów wspólnego życia z łatwych do przewidzenia przyczyn, ale także bez trudnych do zrozumienia ograniczeń”[17]. Nałożyły się na to dwie konfiguracje pragnień: marzenie o indywidualnym szczęściu i wysokim statusie podkreślonym przez posiadanie jednorodzinnego domu (jako odreagowanie kolektywnej utopii socjalizmu) oraz rola samochodu w kreacji własnego wizerunku (który jest kluczowym fetyszem klasy średniej) i jako środka indywidualnego transportu. Procesy te jednak w skali urbanistycznej całkowicie wymknęły się spod urbanistycznej kontroli. Przekonanie, że wolny rynek rozwiąże problemy mieszkaniowe i stworzy dojrzałą przestrzeń pełnego kapitalizmu, spowodowało wycofanie się państwa z planowania przestrzennego i przekazanie prerogatyw władzom samorządowym. Państwo również oddało prymat prywatnej inicjatywie, namaściło w pierwszym rzędzie deweloperów do budowania przestrzeni życia Polaków. Odpowiedzialność państwa za kształt przestrzeni budownictwa mieszkaniowego została całkowicie przerzucona na sferę prywatną, co wyraźnie widać w doniesieniach medialnych na temat niedoborów mieszkań i prognoz na temat tego, ile ich będą musieli jeszcze wybudować deweloperzy.

Deweloper karmił i karmi marzeniami o wysokim statusie społecznym, którymi zaopiekował się precyzyjnie w dyskursie reklamowym, ale nie miał zamiaru -nie zmuszany do tego przez administrację publiczną – przejąć się faktycznymi potrzebami nowych mieszkańców (które wcześniej były wpisane w projekt blokowiska) czyli żłobkiem, pawilonem usługowym, placem zabaw czy przedszkolem. „Zdezorientowani politycznymi hasłami okresu ustrojowej transformacji, zwiedzeni własnym wyobrażeniem lepszego życia i zmanipulowani reklamą deweloperów o »zielonych« i »leśnych« osiedlach, daliśmy się wywieść w pole, czyli na przedmieścia”[18] – podsumowuje Magdalena Staniszkis. […]

fot. Agata Wiśniewska / Instytut Architektury

fot. Agata Wiśniewska (Instytut Architektury)


[1] P. Sadura, Upadek komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej w perspektywie współczesnych teorii rewolucji, Oficyna Naukowa: Warszawa 2015, s. 56.

[2] Tamże, s. 57.

[1] http://www.wajda.pl/pl/filmy/film34.html

[2] Cz. Miłosz, Wiersze wszystkie, Kraków: Znak, 2011, s. 1060

[3] M. Leśniakowska, „Polski dwór”: wzorce architektoniczne, mit, symbol, Warszawa 1996, wyd.2., s.?

[4] W. Łoziński, s 1907, s. 58-59, za Leśniakowska, op. cit., s.58

[5]P. Korduba, Skazani na dwór, „Autoportret. Pismo o dobrej przestrzeni”, 2 [31] 2010, s. 9.

[6] Leśniakowska, op.cit., s.

[7] J. Majmurek, Fantomowa klasa średnia, rozmowa z M. Szcześniak, „Krytyka Polityczna”, 42/2015, s.78

[8] M. Leśniakowska,dz.cyt., s. 61

[9] Rozmowa autorki i Michała Wiśniewskiego z Józefem Białasikiem, archiwum Fundacji Instytut Architektury

[10] Giddens, 2001, s. 114, za J. Gądecki, tamże, s. 89

[11] Gądecki, dz.cyt.,. 87.

[12] Gądecki, dz.cyt.,s. 11

[13] R. Fishman, Utopia in Three Dimensions: the Ideal City and the Origins of Modern Design, w: Utopia, red. Peter Alexander i Roger Gill, Duckworth, London 1984, s. 95–108, za: A. Czyżewski, Trzewia Lewiatana, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2001, s. 43.

[14] R. Fishman, Urban Utopias in the Twentieth Century: Ebenezer Howard…, dz.cyt.. cit., s. 7.

[15] J. Majmurek, Fantomowa klasa średnia, rozmowa z M. Szczęśniak, „Krytyka Polityczna” Nr 42/2015, s. 74

[16] Ankieta redakcyjna,„Autoportret”, „Utopie”, Nr 2 [34] 2011, nr s. 8.

[17] M. Staniszkis, Przedmieście nie, w: „Autoportret” , Nr 2 [31] 2010, s. 45

[18] M. Staniszkis, dz.cyt. s. 46


Infografiki z wystawy Za-mieszkanie 2012. Miasto ogrodów, miasto ogrodzeń zorganizowanej przez Instytut Architektury i Muzeum Narodowe w Krakowie. Opracowanie: Joanna Sowula

Napisanie książki zrealizowano w ramach stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury